Na urządzeniach przenośnych zalecamy włączenie opcji "WERSJA NA KOMPUTER", dostępnej w przeglądarkach internetowych w prawym górnym rogu.
Autorzy: Marek Czarnecki, Jadwiga Elżbieta Czarnecka, Olena Pryshchepa
Wystawa składa się z pięciu sal wystawowych oraz jednej sali filmowej. Prace autorów (ponad 100 fotografii) można oglądać z pełnymi opisami w dwóch wersjach językowych (polski i ukraiński) w pięciu wirtualnych salach wystawowych. Sale wystawowe są numerowane od 1 do 5. W każdej z sal prezentowane są prace innego autora. Sala nr 1, 2 i 5 - autor Marek Czarnecki, Sala nr 3 - autor Jadwiga Elżbieta Czarnecka, Sala nr 4 - autor Olena Pryshchepa. Wywiad w postaci tekstu z Oleną Pryshchepą umieszczony jest u dołu strony.
Wybuch wojny
Rosyjsko-Ukraińskiej w dniu 24 lutego całkowicie odmienił bieg historii, który
towarzyszył nam od ponad siedemdziesięciu lat. Zmieniły się punkty odniesienia
i poczucie okresów historycznych. Od tego dnia mówiąc przed wojną będziemy
mieli na myśli okres sprzed 24 lutego tego roku, a nie okres sprzed roku 1939
jaki mieliśmy w świadomości przekazywanej nam przez kolejne pokolenia żyjące w
rzeczywistości powojennej, po 1945 roku. Wojna jest teraz bliska naszej
granicy, a jej skutki w postaci przemieszczania się uciekinierów, chcących
uniknąć śmierci, kalectwa czy po prostu szukających nowego miejsca do życia w
krajach, nieobjętych wojną, odczuwamy wszyscy.
Zaprosiliśmy
do Polski miliony mieszkańców Ukrainy, którzy uciekli ze swojego kraju przed
wszystkimi tymi niebezpieczeństwami, które niesie ze sobą brutalna wojna, w
której giną, żołnierze, ale również niczemu niewinni i bezbronni cywile.
Oglądając przez kilka pierwszych dni doniesienia i przekazy z frontu i
toczonych tam zaciekłych bojów powróciłem myślami do lat 2009 i 2010 w których
miałem przyjemność wielokrotnie podróżować zawodowo do Kijowa prowadząc
warsztaty i wykłady z fotografii. Wykonane wówczas fotografie odszukałem teraz w
archiwum i wspólnie z Jadwigą postanowiliśmy je upublicznić na wystawie.
W
międzyczasie dotarła do nas najbliższa sercu naszego przyjaciela kobieta ze
swoją córką. Po ich tygodniowej podróży szczęśliwie odebraliśmy je na dworcu w
Poznaniu. Po kilku dniach, kiedy po
tygodniowym koszmarze zaczęły dochodzić do siebie Lena pochwaliła nam się, że
ma setki zdjęć Kijowa wykonywanych przez ostatnie lata. Pomyśleliśmy, że
powinna dołączyć ze swoimi pracami do naszej wystawy. Po krótkim namyśle
powstał tytuł wystawy: „Kijów miasto sprzed wojny” czyli sprzed kilku tygodni i
kilku lat. Po kilku dniach Lena podzieliła się z nami opisem tego jak wyglądała
jej podróż w nieznane, do kraju, w którym nigdy nie była. Jej opowieść niech
będzie naszym wyrazem sympatii jaki mamy do uciekinierów z Ukrainy, niech
będzie zapisem koszmaru jakim jest ucieczka przed bombami i szaleństwem wojny.
Chcielibyśmy również, aby opowieść Leny była przestrogą dla tych wszystkich
którym wydaje się, że wojny mogą być cywilizowane, a nie po prostu
egzystencjalnie brutalne i poniżające swoje ofiary.
Wystawa składa się z pięciu
sal wystawowych oraz jednej filmowej w której będzie wyświetlany obraz video z
moją rozmową z Leną. Rozmowa odbyła się po rosyjsku, ponieważ był to nasz
jedyny wspólny język. Język jest tutaj tylko medium, za pomocą którego
przekazywany jest strach, emocje i ból rozłąki i ucieczki w nieznane.
Zapraszamy.
Partnerem wystawy jest Samorząd
Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
dr Marek Czarnecki
artysta fotografik
(kurator wystawy)
ZAPRASZAMY NA WYSTAWĘ - WYSTARCZY OTWORZYĆ DRZWI PONIŻEJ.
W przypadku urządzeń przenośnych i smartfonów prosimy o chwilę cierpliwości i odczekanie aż wczyta się cały materiał. Dziękujemy i życzymy miłych chwil spędzonych w galerii. Po obejrzeniu wystawy zapraszamy do zapoznania się z katalogiem towarzyszącym wystawie.
KATALOG - w prezentowanym katalogu jest umieszczone szkło powiększające, dzięki któremu możemy zobaczyć szczegóły fotografii.
Wywiad z Oleną Pryshchepą przeprowadził Marek Czarnecki.
Oryginalne nagranie wywiadu w postaci materiału video znajduje się powyżej w sali video galerii.
M.Cz. Witam, dziś naszym gościem jest Olena Pryshchepa.
Jeszcze miesiąc temu mieszkała ona spokojnie w Kijowie. Miała pracę, miała
rodzinę. I nagle, o świcie 24 lutego, rozpoczęła się wojna. I ten początek
wojny doprowadził ją do tego, że musiała opuścić swój ukochany Kijów i udać się
w nieznaną bardzo trudną podróż. I ona nie wiedziała, dokąd pojedzie i gdzie
będzie mieszkać.
Elena, bardzo się cieszymy, że przyjechałeś do naszego
miasta. Wiemy, że droga, którą przeszłaś była bardzo trudna. I chciałbym Cię
zapytać o Twoje wrażenia, żebyś mógł porozmawiać o tym, jak to wszystko się
zaczęło, i jak Twoja podróż do Polski, do Torunia wyglądała.
O.P. Droga była bardzo długa. Nie wiedziałam że będę w Toruniu. Gdyby miesiąc temu powiedziano mi, że za miesiąc
będę w innym kraju, nie uwierzyłabym w to, prawdopodobnie po prostu
zakręciłabym palcem po skroni i powiedziałabym, że u tej osoby coś nie w
porządku z głową. Bo tak naprawdę były plany, było życie, była praca, rodzina,
przyjaciele. Wszystkie moje plany były związane z moimi działaniami.
Wiedziałam, co będę robiła jutro, pojutrze i w przyszłym tygodniu. Wydawało mi
się, że to wszystko się spełni, uda mi się to zrobić, bo wszystko jest w moich
rękach. Mogę
sama tworzyć swoje życie. I w pewnym momencie okazało
się, że nic nie mam w rękach. W moich rękach tylko torba, plecak na plecami i
dziecko.
M.Cz. To właśnie to, o czym mówisz, pokazuje, jak wielka
polityka, jak działania ludzi, którzy rządzą krajami, mogą nagle zmienić życie
każdego z ośmiu miliardów ludzi żyjących obecnie na Ziemi. I jakie problemy
nagle stają się znaczące, a codzienne problemy związane z pracą, z życiem
okazują się czymś bardzo łatwym i musisz o nich zapomnieć i spróbować znaleźć
dla siebie nowe miejsce, pomimo wszystkich trudności, które napotykasz po
drodze.
O.P. Tak, tak kiedyś myślałam, że mam pewne problemy, ale
teraz rozumiem, że to, co nazwałam problemami, to nie były problemy. To było
życie, to były pewne zadania życiowe. Nazywanie tych rzeczy problemami po tym,
przez co przeszliśmy, słowa nie chcą przejść przez gardło. W
rzeczywistości problemy pojawiły się po 24 lutego, kiedy obudziłyśmy się o
świcie od alarmu powietrznego, od dźwięków alarmu nalotowego. To przerażające. Wydaje
się, że jest to niemożliwe, żeby w życiu wydarzyło się coś surrealistycznego. A
problemy zaczęły się później, kiedy chciałyśmy wyjechać już były problemy,
kiedy wylądowałyśmy w obcym mieście. To była Ukraina, to był Lwów, nasz ukochany
Lwów. A potem wylądowałyśmy w obcym kraju.
M. Cz. Wojna, która rozpoczęła się 24 lutego, nie była
pierwszą akcją wojskową, która wpłynęła na twoje życie, ponieważ przed 2014
rokiem mieszkałaś w Doniecku, pracowałaś w telewizji, miałaś własne programy. A
w 2014 roku działania wojenne bardzo wpłynęły na twoje życie.
O.P. Tak, niestety nie jest to pierwszy raz w moim życiu.
Ponieważ w 2014 roku, jak powiedziałeś, mieszkałam w Doniecku, pracowałam dla
kanału telewizyjnego i wojna w tym czasie już wywróciła moje życie do góry
nogami. Przez rok mieszkałam pod ostrzałem w Doniecku, potem pojechałam do
Dniepropietrowska. Przez trzy lata w Dniepropietrowsku mieszkałyśmy z córką.
Wynajmowałyśmy również mieszkania.
jeden, drugi, trzeci raz. Również ciągłe przemieszczanie się z miejsca
na miejsce, brak stabilności. A trzy lata później, już w 2018 roku,
przeprowadziłam się do Kijowa. Ja zawsze go kochałam, to było moje ukochane
miasto.
M.Cz. To znaczy spokojne życie, które prowadziłaś
w Donbasie.
O.P. Tak. I to się skończyło się w
tym momencie.
M.Cz. I nagle, pewnego dnia, rozpoczęły się tam działania wojenne. Opowiedz nam,
jako mieszkanka tego miasta, jak to się zaczęło, jak te działania wojenne
wkroczyły w twoje życie.
O.P. Nie było tak szybko jak w tym roku ani w jeden dzień. Były to stopniowe
zmiany, referendum, kolejne perypetie, starcia na placu Lenina. W Doniecku
nadal tak nazywa się ten plac. Potem w pewnym momencie kazano nam nie
przychodzić do pracy, czekać, nie przychodzić do pracy. I w efekcie okazało
się, że kanał nie jest już nasz. Oznacza to dosłownie, że kanał został zabrany
razem z naszymi rzeczami osobistymi i nie mogliśmy już kontynuowaćpracy.
Przez roknadal mieszkałem w Doniecku, ponieważ nie było pracy, nie było
wsparcia. Było ciężko, był ciągły ostrzał, każdego ranka były straszne wieści. To
było bardzo przerażające i trudne. A ja jako osoba kreatywna, w tym czasie po
prostu wpadłam w rodzaj odrętwienia. Pamiętam mój stan, w którym nie
wiedziałam, co zrobię jutro. Mam dziecko, muszę je nakarmić, muszę jakoś
przeżyć. Może obudzimy się jutro rano. Ponieważ wstajesz rano i widzisz
wiadomość, że każdego ranka ktoś się nie obudził, czyjeś życie zostało
przerwane w nocy. To było przerażające, to było bardzo przerażające. Potem
pojawiła się oferta pracy i wyjechaliśmy do Dniepropietrowska. Ale kiedy w tym
roku, w 2022 roku, 24 lutego, dowiedzieliśmy się, że wojna się rozpoczęła,
zaczęły się te ciągłe alarmy powietrzne, ten koszmar, zdałem sobie sprawę, że
znowu popadam otępienie. Ten stan nigdzie przez te osiem lat nie zniknął. On
był we mnie. Wydawało mi się, że rozpoczęłam nowe życie, wydawało mi się, że
wszystko jest ze mną w porządku, dołączyłam do spokojnego nurtu i mogę żyć dalej.
Ale w ciągu zaledwie kilku godzin ten stan powrócił, ten strach, ten koszmar i
wewnętrzne odrętwienie, stan beznadziejności, strachu i przerażenia. I
prawdopodobnie właśnie to skłoniło mnie do opuszczenia Kijowa, chociaż bardzo
chcę tam być.
M.Cz. Tak więc w rzeczywistości akcja militarna wkroczyła w twoje życie po raz
drugi. To było w 2014 roku, próbowałaś normalnie żyć we wschodniej Ukrainie. Ale
okazało się, że działania wojenne były silniejsze, a zagrożenie życia zmusiło
cię do wyjazdu do Kijowa. I wojna nastąpiła, przyszła po śladach w twoje życie.
Jak nie patrzeć, dla większości ludzi wschodnia Ukraina jest
wspomnieniem Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w Doniecku. Szachtior-Donieck był
dobrym zespołem, wygrywali w Europie. Odbył się wspólny Puchar Europy w Piłce
Nożnej, w którym uczestniczyły zarówno Polska, jak i Ukraina. I pamiętam wywiad
z mieszkańcami Doniecka, kiedy wszyscy byli dumni, że mają europejski stadion
piłkarski.
O.P. Tak, byliśmy z tego bardzo dumni, to
był chyba najszczęśliwszy czas.
M.Cz. W Polsce też w kilku
miastach były wspaniałe budynki, stadiony i to zmieniło życie wszystkich fanów
sportu. I to jest jakaś ironia losu - coś, z czego wszyscy byli dumni, ich
wspaniały stadion, fakt, że mistrzostwa w piłce nożnej odbyły się tam po raz
pierwszy na Ukrainie. Większość ludzi w każdym kraju jest zainteresowana
drużynami piłkarskimi i drużyną narodową. I okazało się, że wojna nie
uwzględnia takich osiągnięć jak stadion. A po chwili ten stadion jest w stanie
ruiny. Prawie nic nie zostało.
O.P. Nie, on został. Były
trafienia, ale stadion pozostał. Dzięki Bogu, że tak jest. Ale nie odbywają się
tam żadne gry. Nie ma gier na taką skalę, dla której jest przeznaczony. Byliśmy
bardzo szczęśliwi w Doniecku, kiedy przyszło do nas tak wielu ludzi z różnych
części świata. Byliśmy bardzo dumni z naszego miasta. Miasto zostało
uporządkowane. Było pięknie, drogi, parki. To wszystko było zachwycające. Wszyscy
byliśmy dumni z Doniecka w tym momencie, to był bardzo szczęśliwy czas i
szkoda, że...
M.Cz. A teraz Donieck jest w bardzo trudnej sytuacji, teraz
trwają walki w Doniecku. I myślę, że większość miasta jest tam teraz
zniszczona.
O.P. Na obrzeżach toczą się walki. Dużo zniszczeń. W ciągu
tych ośmiu lat było tak wiele zniszczeń. Trudno mi o tym mówić.
M.Cz. Rozumiem, u nas nie było takich incydentów, więc
trudno sobie wyobrazić, że każdego dnia istnieje zagrożenie dla twojego życia. Ale
z tego punktu widzenia możesz powiedzieć, że masz szczęście, ponieważ kiedy
zostałaś mieszkanką Kijowa, ponownie zaczęłaś pracować w kanale telewizyjnym.
O.P. Tak, pracowałem w kanale
telewizyjnym.
M.Cz. A to, co naprawdę lubisz robić,
pracować z dziećmi, tworzyć własne programy.
O.P. Tak. W Kijowie nie pracowałem już z dziećmi. Pomagałem
kręcić filmy o wydarzeniach w Donbasie. Zgromadziło się wówczas wiele
materiałów, wywiadów, filmów, relacji z pierwszej ręki naocznych świadków i
osób, które przeżyły straszne wydarzenia. I zrobiliśmy z tego osobne filmy,
żeby to było takie muzeum, gdzie każdy może wejść i usłyszeć z pierwszej ręki o
wydarzeniach w Donbasie. To było bardzo ważne, to było bardzo potrzebne. Niestety,
teraz takich osób jest wielokrotnie więcej, począwszy od 24 lutego. I miałem
naprawdę szczęście, w tym sensie, że ja, nie z własnej woli, zostałam porwana
przez falę i przywieziona tutaj do Polski. I wielu ludzi zostało w Ukrainie,
którzy nadal cierpią. Jest ostrzał. Niektóre miasta są po prostu wymazywane z powierzchni
Ziemi. Ludzie zostają, nie mają środków do życia. Nie mają wody,
elektryczności, Internetu, łączności. Nie mogą nawet zadzwonić do swojej
rodziny. Facebook jest pełen ogłoszeń o tym, jak ludzie szukają swoich
bliskich, którzy przebywali w Mariupolu, w Siewierodoniecku. Od pierwszych dni
marca nie ma z nimi żadnego kontaktu. A ludzie tam są. Po prostu nie wiedzą, że
od czasu do czasu są "zielone korytarze", że można wyjechać. Ludzie o
tym nie wiedzą, po prostu próbują przeżyć. Nie wiem, jak można pomóc, jak można
sprawić, by tam poszli. Bo trwają walki, kogo należy wysłać, jeśli jest tam
ciągły ostrzał? Ciągłe naloty i ostrzały z powietrza. Tam nie ma już całych
domów. Prawdopodobnie konieczne jest zaangażowanie społeczności światowej w
zatrzymaniu tych walk na jakiś czas, aby mogły pomóc ludziom wydostać się. Odnaleźć
ich. Ludzie pod gruzami, ludzie w schronach bombowych w strasznych warunkach,
bez jedzenia, bez wody, bez ciepła. Dlatego bardzo modlę się za Ukrainę, aby
jak najszybciej skończyło się to, co się tam dzieje i żeby ludzie mogli wrócić
do spokojnego życia.
M.Cz. Pierwsza część podróży odbyła się z Kijowa do Lwowa. Miałyście
nadzieję, że zamieszkacie we Lwowie przez kilka dni, a potem powrócić do
Kijowa.
O.P. Oczywiście do Kijowa.
Nigdzie nie zamierzałem jechać. Myślałem, że to na kilka dni, że to się
skończy. Sytuacja się zmieni i będzie można wrócić do domu. Była tam ukochana
osoba, zostało tam całe życie. I donikąd nie zamierzałam jechać. Mieszkałyśmy
we Lwowie przez jakiś czas czekając na to, że zaraz wrócimy do Kijowa.
M.Cz. A ile dni mieszkałaś we Lwowie?
O.P. Mieszkałyśmy we Lwowie przez cztery dni. Nawet na
dworcu kolejowym, kiedy czekałyśmy na pociąg, było dużo ludzi, a my stałyśmy
wszyscy w jednej ogromnej kolejce przez 13 godzin, wszyscy się zapoznali,
zaprzyjaźnili - okazało się, że ludzie natychmiast, po przybyciu z Kijowa, bez
opuszczania stacji, natychmiast wsiedli do pociągu do Polski. I mieszkałyśmy we
Lwowie przez cztery dni, spodziewałyśmy się, że wszystko się zmieni. Nie mogłam
zmusić się do pójścia na stację kolejową i wyjazdu do innego kraju. Po prostu
po długich rozmowach z różnymi ludźmi zostałam przekonana, nie wiem, zostałam
uniesiona przez falę i przeniesiona tylko do innego kraju. Bardzo chciałam wrócić do Kijowa.
M.Cz. Opowiadasz o tym bardzo
spokojnie, że przyjechałeś do Lwowa i spędziłaś cztery dni, a potem wyruszyłaś
w dalszą drogę. Ale ponieważ we Lwowie było już wystarczająco dużo uchodźców, z
mojego punktu widzenia fakt, że to co przeżyłaś we Lwowie, również nie był
normalną podróżą ani wycieczką. Musiałaś dowiedzieć się, co tak naprawdę się
dzieje i spróbować znaleźć nową drogę dla siebie i córki w kierunku zachodnim.
O.P. Nie chciałyśmy jechać na zachód, chciałyśmy wrócić do
domu w Kijowie. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo kocham Lwów, jest to jedno z moich
ulubionych miast. I za każdym razem, gdy przyjeżdżałyśmy, było to święto. To
było wielkie szczęście. Potem pozostawały wspaniałe wrażenia po tym mieście. Zawsze
ciepło nas przyjmowano. Ale tym razem okazało się, że nie przyjechałyśmy na
wycieczkę. Przyjechałyśmy do Lwowa, zatrzymałyśmy się z córką na dworcu
kolejowym i po prostu stałyśmy i patrzyłyśmy na ten chaos na naszych oczach. I
przez jakiś czas nie wiedziałam, dokąd pójść, dokąd zabrać swoje dziecko. Podeszli
do nas wolontariusze, zawieźli nas do centrum administracyjnego, tam nakarmili,
pocieszyli, sprawdzili dokumenty. A potem wysłano nas do szkoły. To była szkoła
nr 69 we Lwowie, gdzie spędziłyśmy cztery dni. Spałyśmy na podłodze w szkole. Pracownicy
szkoły stworzyli nam takie warunki, że będąc w klasie, czułyśmy się całkiem
komfortowo. Zapewnili nam wszystko, czego potrzebowaliśmy, dużo się z nami
komunikowali, traktowali nas bardzo ciepło. Jestem bardzo wdzięczna mieszkańcom
Lwowa i życzliwym ludziom, których spotkaliśmy po drodze. Mieszkałyśmy w Klasa
4-B. Zwykła sala lekcyjna, w której przesuwano biurka, gdzie kładziono dla nas
maty na podłodze z sali gimnastycznej. Potem dali nam poduszki, koce. Było nam
ciepło i przytulnie.
M.Cz. To twój pierwszy krok w takiej sytuacji awaryjnej — to
był początek wojny. A gdyby była normalna wycieczka, którą mógłbyś zrobić ze
swoją córką, to oczywiście nie spałbyś na
podłodze, na jakiejś macie. Z mojego punktu widzenia, my już rozmawialiśmy o
tym, to był pierwszy obraz z tej wojny. Zwykle w filmach fabularnych
widzieliśmy wcześniej, że nagle wybuchła wojna, że jest alarm, że są jakieś
bomby. A ludzie próbowali ratować swoje życie. Ale podczas pierwszego uderzenia
wojny, które przytrafiło się wielu uchodźcom, cieszyłeś się po prostu, że masz
dach nad głową.
O.P. Tak, oczywiście.
M.Cz. Że można spać, a ci wolontariusze
pomogli.
O.P. Tak, oni bardzo pomogli.
M.Cz. To był pierwszy krok w takim stanie zagrożenia,
pierwsza różnica w stosunku do normalnego stanu, w którym nigdy nie myślałaś
spać na podłodze w szkole na jakiejś wycieczce.
O.P. Tak, żyć na podłodze w szkole. We
Lwowie w tym czasie były już alarmy powietrzne ogłaszane również w nocy i kilka
razy dziennie. Musieliśmy uciekać, ukrywać się w szkolnym schronie.
M.Cz. Jest
też nowe słowo – schron przeciwbombowy. Było w XX wieku. I nagle okazało się, że pierwsze miasto po Kijowie i skorzystać
ze schronu przeciw bombowego. To było tak, jakbyś brała udział w filmie, ale to
był prawdziwy film, w którym byłaś angażowana we wszystkie przejściach i było
pełne zagrożenie. Czułaś, że gra się zaczęła, a stawką jest twoje zdrowie i życie
wszystkich ludzi.
O.P. Tak, a przede wszystkim
bezpieczeństwo mojego dziecka.
M.Cz. A fakt, że Julij został w Kijowie, a tu można było
tylko kontaktować się telefonicznie.
Z mojego punktu widzenia interesujące
jest również to, że była wojna, ale dzięki sieci komórkowej ty mogłaś stale
kontaktować się ze znajomymi.
O.P. Tak, byliśmy w stałym kontakcie z moją ukochaną osobą
i z przyjaciółmi, dziewczynami, które przebywały w Kijowie. Wspieraliśmy się
nawzajem. Ktoś wyjeżdżał, ktoś był w drodze. Wszyscy byliśmy w kontakcie, to
bardzo ważne, to naprawdę dało siłę, zrozumienie, że jesteśmy razem. I to nas
wszystkich połączyło. Osiągnęliśmy nowy poziom komunikacji, nowy poziom
relacji, wyższy.
M.Cz. Spędziłaś więc cztery dni korzystając
z kawałka podłogi w szkole.
O.P. Tak, na materacach do wychowania fizycznego.
M.Cz. Spójrz, jak to brzmi. Że używałaś małego kawałka
podłogi w szkole, w klasie. Trudno sobie wyobrazić, że nagle takie miejsce
stało się dobre.
O.P. Tak, schronem, schronieniem. Stało się na jakiś czas
naszym domem. I nie chciałyśmy, nie myślałyśmy o tym, że wyjedziemy za granicę.
Ponieważ niektórzy wyjeżdżali od razu ze stacji, szli od razu w kierunku
pociągów. Chciałyśmy zostać w kraju, chciałyśmy wrócić do Kijowa. Myślałyśmy,
że wszystko się zmieni, spodziewałyśmy się tego, śledziłyśmy wiadomości.
M.Cz. A którego dnia dowiedziałeś się, że
nie będzie powrotu do Kijowa?
O.P. Naprawdę wierzę, że tak będzie.
M.Cz. A we Lwowie?
O.P. We Lwowie, czwartego dnia, byłyśmy przekonane.
Przychodzili ludzie, którzy proponowali jakieś sposoby na opuszczenie Lwowa.
Były różne propozycje, były jakieś organizacje. Byli z nami inni ludzie,
kobiety, które też chciały wyjechać. Dużo rozmawiałyśmy, a ja sama podjęłam
decyzję, że ze względów bezpieczeństwa - przede wszystkim dla mojego dziecka,
prawdopodobnie też wyjadę. Dokąd? Ja nie wiedziałam, dokąd. Żeby tylko wyjść,
żeby wiedzieć, że mogę spać spokojnie i nie czekać, aż odłamek przeleci nad
naszymi głowami, nie wiem, bomba, pocisk. To straszne słowa w naszych czasach.
Wypowiadam je, to przerażające.
M.Cz. Trudno sobie wyobrazić, że po kilku dniach zaczęłyśmy
mówić językiem wojny. I bać się tego, co zwykle mogłyśmy zobaczyć tylko w
filmach.
O.P. Weszłyśmy w jakiś surrealistyczny świat, nagle
otworzył się przed nami zupełnie inny świat, wywrócony do góry nogami.
M.Cz. A potem czwartego dnia dowiedziałeś
się, że musisz opuścić Ukrainę, opuścić Lwów.
O.P. Tak, podjęłyśmy decyzję.
M.Cz. Ja wtedy cały czas pozostawałem w kontakcie z Julijem.
On także przekazał ci informacje. A kiedy zapadła decyzja o wyjeździe ze Lwowa
do Polski, jakie były dalsze koleje losu?
O.P. Powiedziałyśmy w szkole, że zdecydowałyśmy się jechać
dalej, dostałyśmy samochód. Więc nawet nie zapłaciłyśmy za taksówkę. Ludzie
traktowali nas bardzo troskliwie, jestem im za to wdzięczna. Przywieziono nas
na stację, a potem był to po prostu straszny sen. Ponieważ na stacji było
bardzo dużo ludzi, którzy chcieli wyjechać. Pociągi jeździły z kilkugodzinnymi
przerwami, stała ogromna kolejka ludzi czekających na pociąg.
M.Cz. Czy były to tysiące ludzi, a nawet
dziesiątki tysięcy?
O.P. Może, nie wiem. To była ogromna liczba osób w budynku
lwowskiego dworca kolejowego. Kolejka przesuwała się bardzo powoli. Myślę, że
wiele osób przez to przeszło i wie, o czym mówię. Po chwili weszłyśmy do
tunelu. Pociąg znajdował się na piątym torze, to znaczy trzeba było przejść
przez cały tunel. Zajęło nam to 13 godzin. To znaczy ten tunel, przez który
musisz przejść.
M.Cz. Między peronami?
O.P. Tak, wypełniony ludźmi,
dosłownie tam było wolne przejście pół metra od ściany, aby ktoś mógł się
poruszać - całkowicie pełen ludzi, z dziećmi, z małymi dziećmi, z różnymi
zwierzętami - kotami, psami, królikami. Każdy potrzebował pomocy, każdy potrzebował przejścia. Czekałyśmy 13 godzin na następny pociąg. Pociągi odjeżdżały,
odjeżdżały, odjeżdżały. Do jednego z nich o drugiej nad ranem wsiadłyśmy. To
był taki zwykły elektryczny pociąg z drewnianymi siedzeniami, ale to nie ma
znaczenia. Wsiadłyśmy do pociągu, było dużo ludzi i udało nam się dotrzeć do
Polski.
M.Cz. Mówisz dość łatwo, chociaż to wszystko jest bardzo
przerażające. Ale wiele osób nie mogło sobie wyobrazić, że można spędzić 13
godzin w dużym tłumie na stojąco.
O.P. Kiedy na ulicy rozlegają się dźwięki
alarmu przeciwlotniczego. I rozumiesz, że nie ma dokąd iść, sytuacja bez
wyjścia.
M.Cz. Tak, ale to jest tunel nadziei, gdzieś na końcu tunelu
jest ten pociąg, który zabierze cię i dowiezie do Polski. Ale musisz czekać
fizycznie, stojąc na nogach przez 13 godzin, z nadzieją, że następny pociąg
zabierze nas do Polski.
O.P. Nie byłam pewna, czy postępuję właściwie. Były chwile,
kiedy pojawiały się wątpliwości, czy postępuję właściwie, co robię? Co ja tu
robię, chcę wrócić do domu, chcę do Kijowa. Ale to była po prostu w tym czasie
sytuacja bez wyjścia.
M.Cz. Nawet jeśli chciałaś wrócić do Kijowa, to nie było to możliwe.
Wiele osób wyjeżdżało z Kijowa, każdy z nich zmierzał do Polski, na granicę z
Polską, do małych miasteczek lub na południe Ukrainy. Ale nadzieja wszystkich
wiązała się z tym, że gdyby doszło do walk w stolicy, w Kijowie, to gdzieś w
mniejszych miastach lub w Polsce, to tam powinno być bezpiecznie. Według
dzisiejszych danych z Kijowa wyjechało prawie dwa miliony ludzi. A potem ponad
sto tysięcy ludzi przyjeżdżało do Polski każdego dnia, a jedną ze stu tysięcy
osób byłaś ty. A to, o czym mówisz, to była twoja podróż, którą prawie dwa
miliony ludzi przebyło do tej pory. A kiedy wsiadłaś do pociągu, ile godzin
jechałeś do Polski. To był Przemyśl, prawda?
O.P. Tak, przyjechałyśmy do Przemyśla.
M.Cz. Czy to była łatwa droga?
O.P. Nie, to nie była łatwa droga. Około godziny po
wyjechaniu ze Lwowa pociąg zatrzymał się i przez pięć godzin stał gdzieś w
polu. To było bardzo trudne w tym momencie.
M.Cz. Czy to dzień czy noc?
O.P. To było w nocy, od trzeciej rano do ósmej rano. To był
bardzo trudny czas być wtedy w tym pociągu, ponieważ był tam wagon pełen kobiet
z dziećmi.
M.Cz. Ponieważ mężczyznom do sześćdziesiątego roku życia,
nie wolno było opuszczać Ukrainy. Byli zatrzymywani przed granicą, nie
dopuszczano ich do granicy. I ciemno, i pojawił się bardzo duży strach,
wszystko było nieprzewidywalne. W każdej minucie, w każdej godzinie mogło
pojawić się jakieś zagrożenie?
O.P. Tak. Musiałyśmy to
przeczekać. Gdzieś w pobliżu była wioska, od czasu do czasu słychać było
odgłosy alarmu nalotowego, a my siedziałyśmy w zamkniętym pociągu. I my nie
wiedziałyśmy, co nas czeka. Po prostu nie wiedziałyśmy. Dzieci płakały, kobiety
płakały. W wagonie były kobiety w ciąży, ktoś źle się czuł.
Próbowaliśmy dostać się do maszynisty, naciskaliśmy przycisk. Chcieliśmy
jakiegoś połączenia. Ogólnie rzecz biorąc, był to jakiś chaos, strach,
nagromadzony, horror po prostu.
M.Cz. Kiedy pociąg był zatrzymany w nocy poza miastem, czy
światło było wyłączone w pociągu, czy włączone?
O.P. Światła były włączone w pociągu, tak.
M.Cz. Czy było tyle ludzi, ilu było miejsc?
O.P. Nie, więcej. Siedzieli też w przejściach. Takie
dorosłe dzieci i młodzież umieszczano w przejściu, na plecakach, na walizkach.
Zmieniałyśmy się, sama wstałam, ustąpiłam miejsca dzieciom, bo siedzieć cały
czas pochylona, gdy mają kolana nad głowami - rozumiem to dziecko, chce trochę
odpocząć.
M.Cz. I w tym momencie nikt nie wiedział,
ile godzin przyjdzie wam stać gdzieś w polu.
O.P. Nie, nie wiedział. Okazało się, że
było to około pięciu godzin.
M.Cz. Pięć godzin, to już prawie o świcie,
a potem pociąg zaczął się posuwać?
O.P. Gdzieś tak za pięć ósma
pociąg ruszył, a my zaczęliśmy powoli, z przystankami, poruszać się w kierunku
Polski. Z postojami, ale przynajmniej jechałyśmy. Bo kiedy pociąg jedzie, jest
pewna nadzieja. A kiedy pociąg się zatrzymuje ...
M.Cz. Znowu wątpliwości?
O.P. Wątpliwości.
M.Cz. A potem, kiedy przejechałaś przez
granicę?
O.P. Powiedziano nam, żebyśmy poczekali jeszcze trzy
godziny, ale tam te trzy godziny nie były już oczekiwaniem.
M.Cz. Trzy godziny to jak jakieś kilka
minut.
O.P. Tak, po tym wszystkim, na co
czekaliśmy, było trochę i była nadzieja, nawet pewność, że mimo wszystko
jesteśmy bezpieczni w Polsce.
M.Cz. A potem, kiedy przyjechałaś
na dworzec do Przemyśla, co się stało?
O.P. W Przemyślu był punkt dla takich jak my uchodźców, obywateli
Ukrainy, którzy wyjechali, wszystko tam było dla nas zapewnione. Można było iść
pod prysznic, były wszystkie niezbędne produkty higieniczne, pasty do zębów,
szczoteczki do zębów, szampony, wszystko czego potrzeba było, aby dojść do
siebie po długiej podróży. To było bardzo miłe. Był też punkt, aby coś zjeść,
napić się kawy, oferowano nam kanapki, mogliśmy się zrelaksować.
M.Cz. To był szósty dzień twojej podróży?
O.P. To był siódmy dzień naszej podróży, jeśli policzyć te
cztery dni we Lwowie. Ale nadal uważam te dni jako podróż, że byliśmy w drodze.
M.Cz. To był postój związany z czekaniem.
O.P. To była przerwa, tak. To było niepokojące,
niezrozumiałe, pomimo wszystkich warunków, jakie stworzono w szkole.
M.Cz. A potem utrzymywałaś kontakt z
Julijem, ja także utrzymywałem kontakt z Julijem.
O.P. Tak, utrzymywałam kontakt.
M.Cz. Mieliśmy się spotkać w Warszawie.
O.P. Tak, my jechałyśmy z
Przemyśla.
M.Cz. Polski nie znałaś, to pierwszy raz
tak trudna wycieczka, bardzo trudny czas.
O.P. Tak, pierwszy raz, nie byłam
wcześniej.
M.Cz. A potem dostałem informację, że
wsiadłaś do pociągu do Poznania.
O.P. Nie wsiadłam, po prostu nas tam umieszczono.
Zostaliśmy tam porwani przez falę. A potem usiadłem, tak, na podłodze. Usiedliśmy
w przedziale bagażowym na podłodze, zaproponowano nam koce, przykryliśmy się
kocami, płaszczami, kto co miał. Potem były już miejsca, było łatwiej. Ale nie
wiedziałyśmy jeszcze, dokąd zmierzamy.
M.Cz. Czyli nie wiedziałaś jeszcze, że
jedziesz do Poznania?
O.P. Wiedziałem, że jadę do Poznania, ale
nie wiedziałem, co dalej.
M.Cz. Czy telefon komórkowy działał? Julij powiedział mi, że
wysiadłyście na Dworcu Głównym w Poznaniu. Julij zapytał wtedy, czy jechać do
Warszawy, odpowiedziałem, że nie, bo Poznań 100 km bliżej.
O.P. Zostało nam pięć minut do odjazdu pociągu, prawie już
wsiadłyśmy do pociągu do Warszawy.
M.Cz. Zatrzymaliśmy cię, Julij utrzymywał z nami kontakt
przez te wszystkie dni. A potem dostaliśmy piękne zdjęcie, na którym czekacie
na peronie Dworca Głównego. Z Torunia to dwie godziny jazdy. I wtedy ta podróż
zakończyła się w Poznaniu. A teraz mieszkamy razem w Toruniu. Widziałaś już jak
wygląda miasto.
O.P. Piękne miasto.
M.Cz. Śledzimy informacje i pozostajemy z nadzieją, że po
tym wszystkim to szaleństwo się skończy. To szaleństwo. Bardzo czekamy, że
będzie zwycięstwo, czekamy, chcemy, żeby Ukraina była spokojna, żeby znów
świeciło nad nią spokojne słońce. Żeby odbudować wszystko co zostało zniszczone
i żyć we własnym kraju. Teraz możesz tu żyć spokojnie, dopóki wszystko się nie
uspokoi. Myślę, że wszyscy w Polsce witają Was serdecznie.
O.P. Tak, Polska otworzyła przed nami swoje drzwi i swoje serca.
Jesteśmy bardzo wdzięczni, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, jak ciepło
ludzie zareagowali, dosłownie od pierwszych stacji, kiedy byliśmy jeszcze w
pociągu, wręczano nam torby z jedzeniem. Oznacza to, że ludzie po prostu się
zebrali sami. Karmiono nas dalej, widzieliśmy, jak bardzo ludzie traktują nasze
kłopoty tak, jakby były ich własnymi. Jak ciepło przyjęli, zaakceptowali. Jesteście
naszymi przyjaciółmi, których nie znaliśmy i których spotkaliśmy z powodu tej
sytuacji.
M.Cz. Dziesięć czy dwanaście lat temu, dzięki mojemu
zawodowi, często latałem do Kijowa, a tam byłem zapraszany na warsztaty
fotograficzne, wygłaszałem też wykłady o fotografii i sztuce fotografii. I oczywiście
pojechałem tam z aparatem, a przyjaciele pokazali mi Kijów. To było przed
Majdanem, więc ten Kijów nie został jeszcze zniszczony, nie było walk, które
następnie miały miejsce w centrum. A potem zrobiłem ponad sto panoram i różnych
zdjęć. Dawno nie jeździłem już do Kijowa, po Majdanie już nigdy nie pojechałem
do Kijowa, ale w mojej pamięci Kijów pozostał wspaniałym pięknym miastem. Zawsze
byłem zaskoczony, że w centrum miasta były setki lub tysiące młodych ludzi, są
bardzo otwarci. Zawsze prowadzili życie należące do młodych ludzi, było bardzo
głośno, wszędzie było dużo ludzi. Pamiętam taki Kijów. Teraz, aby pokazać, jaki
Kijów pamiętamy, organizujemy razem z Jadwigą w naszej „Galerii 21 wieku”
wystawę. To będzie wirtualna wystawa. A ponieważ jesteś mieszkanką Kijowa,
postanowiliśmy również dodać twój punkt widzenia. Ty fotografowałaś miejsca
które kochasz, gdzie czułaś się dobrze. Na tej wystawie będzie trzech autorów.
To będę ja, to będzie Jadwiga i twoje zdjęcia. Mieliśmy taki pomysł, kiedy
patrzyliśmy na to, jak teraz wyglądają miasta Ukrainy, że są bardzo poważnie
zniszczone po bombardowaniach i ostrzałach. Jeśli weźmiemy wszystkich, którzy
są teraz w Polsce, którzy będą mogli zobaczyć naszą wirtualną wystawę,
chciałbym pokazać wielki piękny Kijów, który zapamiętałem, i Jadwiga, moja
żona, również go zapamiętała. Kijów, który ty pamiętasz i z którego wyjechałaś.
A dzięki sieciom społecznościowym, w których przechowywane są Twoje zdjęcia,
będziemy mogli zaprezentować obraz Kijowa, który pozostał w naszej pamięci. Fotografie
wykonaliśmy naszymi aparatami fotograficznymi i smartfonami. Są one wydobyte z
naszej pamięci, z naszych komputerów i pokażemy na naszej wspólnej wystawie,
Kijów, który zapamiętaliśmy. Lena, co chciałabyś powiedzieć tym osobom, które
będą odwiedzały naszą wystawę w wirtualnej galerii, wysłuchają naszej rozmowy,
która zostanie tam przedstawiona, Co byś chciała na koniec powiedzieć wszystkim
tym, którzy będą oglądać zarówno Twoje, jak i nasze fotografie i dowiedzą się,
jakie wydarzenia miały dwukrotnie miejsce w twoim życiu. Pierwsze było wtedy,
gdy musiałeś opuścić wschodnią część Ukrainy, a potem w ciągu kilku godzin,
musiałeś podjąć decyzję, żeby opuścić po raz drugi działania wojenne i wyjechać
z drugiego miejsca, które kochałaś, gdzie pracowałaś – Kijów. Co chciałbyś
powiedzieć tym, którzy będą uczestniczyć w wystawie i oglądać naszą rozmowę?
O.P. Musimy pielęgnować pokój. Módlcie się za Ukrainę, za
jej mieszkańców. To piękny kraj. A Kijów to piękne miasto, słoneczne, ciepłe,
które dla wszystkich otwiera ramiona.
Ciężko.
M.Cz. Żeby był pokój, żeby ludzie mogli żyć tak, jak chcą, a
nie żeby uciekali od czegoś przerażającego, strasznego i niepewnego.
O.P. Tak, wojna jest bardzo przerażająca.
M.Cz. Mam nadzieję, że wszystkie osoby, które odwiedzą
wystawę, ucieszą się widząc Kijów, który pamiętamy. Zapamiętaliśmy go
wcześniej, w latach 2009-2010. A Kijów, który Elena zapamiętała, jest miastem
jej ostatnich lat, w którym mieszkała, chodziła, filmowała. A te obrazy
pamięci, możemy powiedzieć, będą jej Kijowem, który pamięta i który cieszył ją
na co dzień. Zapraszamy wszystkich na wystawę! Dziękuję bardzo i do widzenia.
Partner wystawy: Samorząd Województwa Kujawsko-Pomorskiego